29 listopada 2003, 18:40
breathe-in and breate-out and there`s no sound...
chcialabym nie isc spac dzis wieczorem.. dopiero jutro nad ranem...
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
breathe-in and breate-out and there`s no sound...
chcialabym nie isc spac dzis wieczorem.. dopiero jutro nad ranem...
wszystko albo nic
co to oznacza ze mam niebieskie oczy?
gdziestam w okolicach serca, tak niepokojaco boli...
chce wszystko przezywac.. cala soba... nie uronic ani kropli z kazdej chwili... plakac, smiac sie, bac, czuc sie 'nie-tak'... miec cala siebie dla swiata, swiat dla calej siebie... i chociaz wiem ze tam jest 'chyba'... pomimo tej niepewnosci ktora mnie czeka...
...pomimo [tamtej] mnie, dzis sie usmiecham....
dramatized and twisted with every kiss .. moge smialo powiedziec ze niczego nie zaluje... moje mysli byle gdzie... jutro beda jechac na polnoc, tylko po to zeby odpoczac cztery dni i wrocic do mnie... juz nie same... dobrze mi....
rozowa spodnica, czarny golf, i ta slodka niepewnosc w kacikach ust....
bolalo tak bardzo... polozyla sie na podlodze, na czerwonym dywanie, ktory nijak nie pasowal do zoltych scian... bol docieral do najglebszych zakatkow jej ciala... zatapial sie w kazdy erytrocyt, kazdy pecherzyk plucny, kazda komorke tkanki nablonkowej... miala wrazenie ze ten bol jest jej... jest jej wlasnoscia, czyms co nalezy do niej... wiesz jak bardzo sie mylila? to ona nalezala do niego... ona byla jego wlasnoscia... ona i wiele jej podobnych... mial setki, tysiace, tryliony cudzych erytrocytow, pecherzykow plucnych, komorek tkanki nablonkowej... wlasciwie to nie wiedzial czemu ma i jej cialo... po co mu ono? nie slyszal o skupie cial po wypadkach, nie mial potrzeb seksualnych, nie wiedzial jaki moglby miec z niej pozytek... byla mu niepotrzebna... tak bardzo jak i wszystkie poprzednie... wiec po co nia zawladnal?
....bo po nocy przychodzi dzien...
[after everything is gone you have to live for another everything]
8765 godzin... tysiace wyznan, miliony mysli, niezliczone ilosci Nas... brakuje mi slow.
31.05.2003 :: 18:40
cos z tamtych kartek. zycie nie do opisania. smak pomaranczy w calym pokoju. zamykam oczy, widze ocean. ocean pocalunkow, tornado oddechu lapanego pospiesznie. przemykajacy pociag. nie, pociagu nie bylo. byly dwa slonca i grafit gwiazd. kazda komorka ciala miala swojego Samotnika. rusalki szeptaly milosne zaklecia. na twoim brzuchu, jezykiem... nie, to nie ta bajka.
brakuje mi slow. nie pytajcie kochani co sie dzieje... jest zle. chyba. nie wiem. chce byc.
15 zl za odrobine slodkich wspomnien...
with arms wide open under the sunlight... i`ll show you love... i`ll show you everything... with arms wide open...
stojac na krawedzi klifu, majac pod stopami ocean, przed soba zycie, swiat i cuda, podnosze wysoko glowe, i patrze w oslepiajace slonce... powoli zamykam oczy i nie czuje juz nic... czerwone kosmyki wlosow tancza poruszane wiatrem... skora pieszczona cieplymi promieniami... jest tak cicho, przyjemnie, cudownie... moje zycie...
...dwie zielone obraczki z zielonymi szkielkami...
jest. cudowne i piekne w swojej tragicznosci. na ulamek sekundy koniec wszystkiego. i kolejny Wielki Wybuch. moj nieskonczony wszechswiat we mnie...
wrocila ze szkoly, klucze wrzucila do kieszeni, plecak upadl na kuchennej posadzce... zobaczyla co jest na obiad, sprawdzila czy ktos dzwonil...chciala z kims pobyc ale dom byl pusty. tylko ona. zdjela buty, rozejrzala sie po kuchni i wyszla do przedpokoju. schody, polpietro, jej pokoj. czerwona samotnia. tylko czemu sciany i zaslony zolte? popatrzyla na granatowa posciel. dotyk, oddech, oczy, lzy, slodki bol, bezdech, piersi oczy usta. nic. wlaczyla komputer, po chwili z glosnikow cicho plynela muzyka. czekajac dotknela blatu biurka. z roku na rok bylo w nim wiecej bruzd. te najglebsze przekreslaly delikatne rownolegle rysy. pamietala kazda bruzde, zapisywala nimi swoja historie. wbijajac zaokraglone paznokcie w blat biurka. wpisala haslo. i zobaczyla. i zrozumiala.
i przestala.
wstajac od biurka ujrzala swoje odbicie w lustrze. szklane oczy jak u lalki ktora kiedys miala. oczy nieskonczenie puste.jak bezkresna otchlan TAMTEGO. cien spokoju przemknal po jej twarzy. jej pokoj, polpietro, schody, przedpokoj, kuchenna posadzka.
wrocil z pracy, klucze polozyl na szafce, odwrocil sie. chcial krzyknac zeby sciszyla muzyke. i zobaczyl. i nie rozumial. bruzdy wyryte w jej wlasnym ciele jej wlasna reka. widzial jej puste oczy wpatrujace sie niewidoczny punkt przestrzeni. jej puste oczy.
[zapamietaj je]
epilog:
w jej pokoju, w jej czerwonej samotni, z niewiadomoczemu zoltymi scianami i zaslonami, w odtwarzaczu ktory naprawila dzien wczesniej, krecila sie plyta. cicho. zolta.